piątek, 1 sierpnia 2008

Shtanties 2006

Napisane 1 III 2006.

Oto minął okrągły rok, nadszedł luty - miesiąc kiedy to Cesarsko - Królewskie Miasto Kraków przemienia się żeglarską stolicę Polski. Tawerna Stary Port zapełnia się wszelkiej maści wilkami morskimi: starymi zejmanami, śmiałymi harpunnikami (nie tylko z Nantucket), dzielnymi szyprami. Ja także poczułem zew morza, w krwi zabulgotał mi rum a stopy same poniosły mnie w kierunku najbliższego miejsca gdzie można było zakupić bilety na Shanties 2006 - Krakowski festiwal szant :D Tym razem wybrałem się trochę wcześniej co pozwoliło na zwiedzanie stoisk (piwo, paciorki, płyty, marynistyczne gadżety) i dokonanie zakupu na dwóch z nich (płyty i piwo). W tym roku koncert zaczął występ Sąsiadów (całkiem niezły początek, jak na debiut na Shanties wypadli wyjątkowo dobrze), później poziom zaniżyli jacyś flisacy (dopisek z 2008 - zespół nazywał się Hambawenah). Ich występ był dość... wodniacki (jak przynajmniej sami to określili. Jak ja nie lubię flisaków, wizygotów i komunistów :P). W sumie dość ich szkoda - mieli całkiem dobry bas, a ich wokalistka niezły głos tylko odstawali za bardzo klimatycznie. Pałeczkę po nich przejął nieco zbyt zamulający zespół Drake. Ale i tak trzeba im przyznać, że mieli fajne fioletowe oświetlenie i w odróżnieniu do swoich poprzedników grali szanty. Potem na scenie pojawił się zespół Zejman i Garkumpel z nieśmiertelnym Kovalem - który to natychmiast rozruszał imprezę. Poziom ciągle uparcie szedł sinusoidą i po chwilowym wzlocie czekał nas upadek za sprawą Francuzów (Long John Silver). Stevenson musiał przewracać się w grobie słysząc jak zespół ten profanował imię postaci z jego książki. Francuzi (z wyglądu całkiem podobni do rencistów z VooVoo) rąbali w gitary bez większego zastanowienia co dawało koszmarny efekt. Gdy goście z kraju Joanny D'arc skończyli zamęczać publiczność, zajęciem tym zajęli się nasi rodacy - a dokładnie Gdańska Formacja Szantowa. Powtórzyli oni w 100% repertuar z zeszłego roku - przed całkowitą klapą uratował ich tylko jeden utwór. Kolejnym zespołem który wystąpił był EKT Gdynia - i tutaj pozytywne zaskoczenie - na swoje 25 lecie wystąpili bardzo dobrze z porządnymi utworami. Kawał dobrze zagranych szant. Dużo więcej oczekiwałem natomiast po starych dobrych Mechanikach Szanty - niestety dało się słychać, że od czasu swojej reaktywacji skręcili bardzo w kierunku folku - niestety na swoją własną szkodę. Szkot wyłysiał, ubrał rażący oczy pomarańczowy strój (prawdopodobnie mechanika ale kojarzył się też z zaostrzonym oddziałem zakładu karnego :P ) i śpiewał cały czas o panienkach, banjo i jakiś bliżej nieokreślonych tik-takach... Na koniec koncertu poziom znacznie się podniósł - Smugglersi i Samhain pokazali się z najlepszych stron - szkoda tylko, że dostał im się tak niekorzystny czas... Za to zagrali prawdziwą składnkę klasyki (wreszcie mogłem sobie coś pośpiewać) - Bonny Ship The Dimond, Pod Jodłą, Staruszek Jacht, Szkuner I'm Alone... Szanties 2006 były naprawdę fajnym wydarzeniem i na pewno nie omieszkam zawitać na tą imprezę za rok :)

Z żeglarskim pozdrowieniem Procent!

Tyle mamy za sobą przebytych mil,
Tyle wiatrów gnało nas.
Tyle razy człowiek wył,
Gdy już mu brakło sił,
Mówił, że to ostatni raz.

I znów morza ryk, i w huku fal
Wiatr złowrogą melodię gra.
Znowu pompa idzie w ruch,
Znowu tyrać masz za dwóch,
Gdy nierówna walka trwa.

Tyle portów odwiedził każdy z nas,
Tyle przygód przeżył w nich.
Tyle forsy nieraz miał,
Że już porzucić chciał
Ten żeglarski podły wikt.

Tyle lat już po morzach włóczymy się,
Tyle lat żyjąc byle jak.
Tyle razy mówił człek:
Dość włóczęgi tej,
Już to wszystko rzucić czas.

Człowiek jednak w swej głupiej naturze ma coś,
Trudno to zrozumieć nam.
Tyle razy dostał w kość,
Że powinien mieć dość,
Lecz go znów na morze gna

Brak komentarzy: