niedziela, 17 sierpnia 2008

Shanties 2008

Napisane: 27 II 2008

I tym razem, jak to zwykle bywa pod koniec lutego, Kraków przeistoczył się w miasto nadmorskie a może nawet portowe (Staroportowe? ;)). Stało się to oczywiście za sprawą dwudziestej siódmej już edycji festiwalu piosenki żeglarskiej Shanties. Wybrałem się oczywiście tam i w tym roku, zabierając ze sobą kolejne osoby zainteresowane (mniej lub bardziej ;)) tym gatunkiem muzyki. Po raz drugi cała impreza odbywała się w Rotundzie, choć tym razem nieco lepiej została rozwiązana kwestia miejsca - zorganizowano dancefloor, dzięki czemu chcący potańczyć i poskakać nie musieli się już gnieść między rzędami krzeseł. Nieco niestety zawiodły straganiki z marynistycznymi gadżetami - nie było zbyt wielu ciekawych rzeczy ale i tak dałem się skusić ;) Aby poczuć zew morza zdecydowałem się też na nieco rumu :D

Pierwszy raz imprezę prowadził nie "Guru" Tyszkiewicz lecz świętujący swoje dwudziestolecie zespół Mietek Folk. Przyznać muszę, że spodziewałem się po nich (i ich pirackim rodowodzie, do którego się chętnie odwołują) czegoś lepszego. A tu popisali się średnio. Momentami byli zabawni ale całość wydała mi się lekko naciągana. A piosenki o mojej żaglówce, jego jachcie i czyjejś łódce (wódce?) miałem dość po drugim refrenie. Bardzo dobrze natomiast wypadli w rozmowach z innymi zespołami (a zwłaszcza z EKT Gdynia). Mimo to miałem chwilę tęsknoty za pieprzeniem "Guru", który gadał bez sensu ale charyzmatycznie.
Pierwsze dwa występujące zespoły (Morże Być i Orkiestra Samanta) są mi średnio znane. Oba wypadły raczej przeciętnie. Pierwszy wykazał się tylko świetnymi skrzypcami (i skrzypaczką ;)) a drugi nieco już zbyt był odchylony w stronę zwykłego rocka (wiem, że to koncert szanty współczesnej - ale mimo wszystko to nie rock o tematyce morskiej). Jako trzeci wystąpili (jak się sami określają) wodniaccy - flisacy z Sandomierza - Hambawenah. Wciąż będę powtarzał, że rzeka to nie morze, tratwa nie okręt a flisak nie marynarz. Jako folkowy zespół grają może i nieźle ale na Shanties mi nie pasują (w czasie ich występu miałem wolną chwilę aby sięgnąć po drugą porcje rumu). Jako kolejny wstąpił zespół Atlantyda - szkoda, że zagrali tylko dwa utwory z dawnych czasów (w tym Marco Polo - kawałek, który najbardziej poderwał publiczność). Mimo to pokazali, że potrafią zagrać kawał porządnych szant. Trochę bardziej blado wypadli Smugglersi (bez wspomnianego już Tyszkiewicza, nie grają jak kiedyś). Wykonali między innymi swoje rozpoznawcze "Pod jodłą" na melodię "Whiskey in the jar" i powoli zaczynające się nudzić "Powroty". Liczę, że następnym razem dadzą z siebie więcej i czymś zaskoczą. Bardzo dobrze natomiast wypadło EKT - z Messaliną, który mimo ciężkiej walki z rakiem pokazał, że łatwo się nie da. Nie tylko zagrali bardzo dobrze ale królowali na scenie wręczając oryginalne prezenty solenizantom z Mietek Folku. Ci natomiast zagrali na sam finał i jak przystało na jubilatów wypadli najlepiej, fundując publiczności najwięcej znanych utworów.
Ogólnie Shanties 2008 uznaje za udane choć zabrakło mi kilku utworów, które uznaje za obowiązkowe na takim festiwalu ;)
Ahoj i do zobaczenia na Shantes za rok!

Już nad Hornem zapada noc,
Wiatr na żaglach położył się,
A tam jeszcze korsarze na Botany Bay
Upychają zdobycze swe.

Jolly Roger na maszcie już śpi,
Jutro przyjdzie z Hiszpanem się bić,
A korsarze znużeni na Botany Bay
Za zwycięstwo dziś będą swe pić.

Śniady Clark puchar wznosi do ust:
"Bracia, toast: Niech idzie na dno!"
Tylko Johny nie pije, bo kilka mil stąd
Otuliło złe morze go.

Nie podnosi kielicha do ust,
Zawsze on tu najgłośniej się śmiał.
Mistrz fechtunku z Florencji ugodził go,
Już nie będzie za szoty się brał.

W starym porcie zapłacze Margot,
Jej kochany nie wróci już.
Za dezercję do panny na kei w Brisbane
Oddać musiał swą głowę pod nóż.

Tak niewielu zostało dziś ich,
Resztę zabrał Neptun pod dach.
Choć na ustach wciąż uśmiech, to w sercach lód,
W kuflu miesza się rum i strach.

Brak komentarzy: