czwartek, 12 lutego 2009

Gęsia Szyja

Na zdjęciu: Panorama z ostatniego fragmentu podejścia na Gęsią Szyję.


Od kilku lat mam już w zwyczaju zimą odbywać spacer na Gęsią Szyję przez Rusinową Polanę. Przy ładnej pogodzie i dobrej widoczności jest to wyjątkowo malownicza trasa, z rozległą panoramą na sporą część Tatr. To także idealna wycieczka w sezonie zimowym - szlaki w tej okolicy są zawsze dobrze przetarte (z wyjątkiem jednego, ale o tym później), a ich spora liczba pozwala łatwo dopasować trasę do własnej kondycji i krótkiego dnia.
Początkowo pomysł tego wyjazdu zainteresował liczną grupę moich znajomych, jednak w raz z upływem czasu kolejni chętni się niestety wycofywali. Ostatecznie w Tatry ruszyłem tylko zw towarzystwie brata. O tym, iż pogoda nam sprzyja przekonaliśmy się już w drodze do Zakopanego - gdzieś za Nowym Targiem chmury zostały pod nami, odsłaniając nam pełny błękit zimowego nieba. Mocno trzymał także mróz - w busie, którym dotarliśmy na Wierchporoniec, warstwa lodu pokrywała szyby od wewnątrz! Na szczęście, chłód nie doskwierał w ruchu na szlaku. Spacerowym tempem (z licznymi przerwami na robienie zdjęć) dotarliśmy na malowniczą Rusinową Polanę. Tu zrobiliśmy krótki odpoczynek na posiłek, w trakcie którego mieliśmy możliwość podziwiania niesamowitego zimowego widoku jaki roztoczył się przed nami. Tu także wypróbowałem pieprzówkę swojej produkcji - w górach znakomicie zdała egzamin - okazało się, że rewelacyjnie rozgrzewa w takie zimowe dni!

Na zdjęciu: Widok na Wysokie Tatry z Rusinowej Polany. W samym centrum, pod słońcem - Gerlach.


Skończywszy odpoczynek wybraliśmy z pomiędzy kilku szlaków jedyny prowadzący dalej pod górę - ten na Gęsią Szyję. Całe podejście na szczyt to w rzeczywistości właśnie ten jeden odcinek - być może nie specjalnie długi, lecz o znacznym nachyleniu. Im wznosiliśmy się wyżej, tym bogatsza stawała się panorama - ledwo wystająca ponad chmury ukazał się nam skalisty wierzchołek Trzech Koron, z boku natomiast wyłonił się masyw Babiej Góry. Po drodze zatrzymywaliśmy się kilkakrotnie, był więc czas na robienie zdjęć. Niestety aparat z powodu zimna odmówił współpracy na szczycie, zostawiając nas jedynie z kilkoma zdjęciami zrobionymi na Gęsiej Szyi.

Na zdjęciu: Ja i moja piersiówka. Szczyt.


Na Rówień Waksmundzką zeszliśmy w parę chwil - tutaj czekał nas na wybór dalszej trasy. Odrzuciliśmy od razu drogę na Halę Gąsienicową - ta niestety jak zwykle była nieprzetarta (w zimie sforsować udało mi się jedynie raz, dokładnie rok wcześniej przy wsparciu kilku napotkanych turystów. Nawet wtedy jednak nie było łatwo, kilkakrotnie gubiliśmy po drodze szlak, brnąc w śniegu po pas). Po chwili postanowiliśmy także zrezygnować z zejścia do Psiej Trawki, ostatecznie obrawszy ca cel Wodogrzmoty Mickiewicza. Trasa ta nie należy może do najbardziej atrakcyjnych (na przemian wiedzie pod górę w dół, a widoki są nieliczne) jednak prowadzi do miejsca najpewniejszego jeśli chodzi o komunikacje powrotną. Ponieważ na trasie do Morskiego Oka wylądowaliśmy w miarę wcześnie (wyjątkowo tego dnia, z racji Świąt, kupiliśmy wcześniej bilety powrotne na konkretną godzinę), postanawiliśmy odwiedzić schronisko w Dolinie Roztoki. Z racji swego położenia, rzadko kiedy ma się okazję zawitać w jego progi (chyba, że jest to od razu połączone z noclegiem). Sam budynek schroniska jest niewielki, ale przez to swojski i przytulny. Poza nami znajdowały się w nim jeszcze tylko dwie inne grupy - małżeństwo z dwójką córek, oraz gromadka zagranicznych turystów, uzbrojona w sprzęt najwyższej klasy (jednak pora i miejsce, nasuwały już pewnie wątpliwości co do ich profesjonalizmu...). Tu wreszcie mogliśmy usiąść, rozprostować kości, zrzucić plecaki i chwilę się ogrzać - a w zimie w górach to naprawdę miłe uczucie...
Kiedy opuszczaliśmy cichą, położoną w doline chatkę, słońce zdąrzyło skryć już za chmurami. Po raz kolejny pomaszerowaliśmy ku przystanekowi busów na Palenicy...

Na zdjęciu: Prawdziwa górska zima na trasie...



Strona techniczna:

Wycieczka na Gęsią Szyję ma raczej górskiego spaceru, nawet w warunkach zimowych. Można śmiało liczyć na dobrze przetarty szlak. Na Rusinowej Polanie stoją liczne ławy i stoły do dyspozycji turystów, choć o tej porze roku spoczywa na nich spora warstwa śniegu.
Między Wierchporońcem (1105 m.) a szczytem Gęsiej Szyi (1489m.) jest niecałe 400 metrów do pokonania w pionie, co nie powinno być wyzywaniem nawet dla mało zahartowanych. Zaznaczyć jednak należy, iż podejście nie jest rozłożone równomiernie i największy wysiłek czeka nas na sam koniec.

2 komentarze:

Grzegorz A. Nowak pisze...

No cóż - po tych zdjęciach widać, że jest czego żałować. Ale zimowe górskie wyprawy to chyba nie dla mnie - nie mam nawet odpowiedniej zimowej kurtki (a wdrapywanie się pod górę w zwyczajowym płaszczu byłoby tragikomedią).

Z utęsknieniem czekam na koniec tej zimy i wtedy pewnie prędzej skusiłbym się na górską wyprawę.

Unknown pisze...

Trzeba przyznać, że pomimo pewnych niedogodności, wycieczka na Gęsią Szyję się nam bardzo udała, a to za sprawą znakomitej pogody i jeszcze lepszych widoków na najpiękniejszą część Tatr - słowackie Tatry Wysokie. Warunki na wycieczkę były idealne, choć mróz był grubo poniżej 10 stopni, skoro nawet aparat cyfrowy go nie wytrzymał. Z pewnością za rok też trzeba będzie się wybrać na Gęsią Szyję, a dla tatrzańskich noobów można by zrobić drugą zimową wycieczkę - tym razem nad Morskie Oko, gdzie widoki też są wspaniałe, choć nie tak rozległe.