środa, 17 września 2008

Rzym dzień pierwszy - Część druga

Na zdjęciu: Romulus, Remus i Wilczyca - symbol Rzymu. Rzeźba w stylu etruskim (postacie dzieci dodane w 1474 roku n.e.)


Posiliwszy się pizzą dużo taniej niż we Florencji (choć niestety, nie miało to miejsca tym razem w restauracji przy piwie, lecz w dość zatłoczonym fastfoodzie - bez napojów. I tu kolejna dygresja - pizza nawet w najprostszym włoskim przydrożnym barze znacznie przewyższa te dostępne w polskich "pizzeriach". Miałem się przekonać o tym jeszcze dobitniej, gdyż wizyta w Neapolu - stolicy tegoż przysmaku wciąż była przede mną.)
Niestety nie udało mi się natomiast zobaczyć chyba najsłynniejszej rzymskiej fontanny - Fontanny Czterech Rzek (nota bene - kolejnego arcydzieła autorstwa Berniniego). Zamiast tego swoje kroki skierowałem pod górę, po zboczu Kwirynału (najwyższego z siedmiu rzymskich wzgórz wchodzących w skład Septimontium) - na sam szczyt, gdzie wznosi się pałac prezydencki. Tutaj lekki zawód - budowla ta (jak na realia Wiecznego Miasta) nie wyróżnia się niczym szczególnym i wydaje się względnie nieciekawa. Pozytywne zaskoczenie czekało mnie jednak już kilkanaście minut później gdy dotarłem na Plac Wenecki i ujrzałem znajdujący się na nim Ołtarz Ojczyzny (Altare della Patria lub jak sami Włosi chętnie skracają tę nazwę - Il Vittoriano). Gmach ten (bo inne określenie dobrze nie oddaje potęgi tej budowli) zbudowany w całości z białego marmuru, góruje nad okolicą jako Grób Nieznanego Żołnierza (w centralnej jego części dostrzeżemy także pomnik Wiktora Emmanuela II) zbudowany na pamiątkę zjednoczenia Włoch.

Na zdjęciu: Fragment Ołtarza Ojczyzny (spora część portyku w remoncie).


Stąd czekał mnie już nieco dłuższy spacer (pogoda zaczynała się poprawiać, więc i droga się nie dłużyła) do małego (znów, jak na rzymskie realia) kościółka Santa Maria in Cosmedin, w którego przedsionku umieszczono jedną z najbardziej charakterystycznych, turystycznych atrakcji - Bocca della Verità - swoisty antyczny wykrywacz kłamstw. Wedle legendy (chyba dość znanej, ale na wszelki wypadek ją jeszcze przytoczę), jeżeli po włożeniu dłoni w usta kamiennej twarzy nie zostanie ona nam odgryziona, otrzymujemy niepodwarzalne świadectwo naszej prawdomówności (lub według innej wersji uczciwości małżeńskiej). Możliwość ta przyciągnęła w to miejsce sporą (conajmniej trzydziestoosobową wycieczkę Japończyków) skutecznie utrudniającą jakiekolwiek zwiedzanie. Na szczęście nad porządkiem sprawdzania swej szczerości czuwał dość znudzony Włoch, bezwzględnie przy okazji pilnujący by każdy odwiedzający turysta robił tylko jedno zdjęcie i zaraz ruszał dalej. Przy okazji pobierał także (Włoch, nie turysta) odpowiednią (adekwatnie wysoką do popularności miejsca) opłatę. Trzecim jego zajęciem była sprzedaż kiczowatych (w większości gipsowych) pamiątek nawiązujących kształtem do Ust Prawdy - zainteresowanie nimi nie było jednak zbyt wielkie.

Na zdjęciu: Usta Prawdy i ja - ręka wciąż cała.

W planie na ten dzień wciąż miałem chyba dwie najważniejsze atrakcje Rzymu antycznego - Kapitol i Koloseum. Czas naglił, niewiele więc poświęciwszy uwagi (niestety) kościołowi Santa Maria in Cosmedin, szybkim krokiem ruszyłem na kolejne z siedmiu wzgórz Wiecznego Miasta. Panorama roztaczająca się z Kapitolu na olbrzymią ilość starożytnych budowli w dole (nie ma mowy bym nawet jedną czwartą z nich potrafił przytoczyć z pamięci) należy chyba do najatrakcyjniejszych rzymskich pejzaży. Niestety tonie on w masach turystów (do których swoją drogą zacząłem już powoli się przyzwyczajać) i natrętnych sprzedawców (jeden z nich całkiem zgrabnie potrafił targować się w języku polskim). Ostatnie popołudniowe chwile tego dnia spędziłem pod Koloseum - przyglądając się jak zachodzące już słońce, przebija się wreszcie przez gęste, deszczowe chmury i oświetla ściany tej starożytnej areny (wróżąc przy okazji lepszą pogodę na następny dzień). Większość wolnego czasu spędziłem jednak na odpoczynku na ławeczce - dzień zwiedzania Rzymu czuło się w nogach, a nazajutrz czekał mnie ciąg dalszy...

Na zdjęciu: Fragment ściany Koloseum (z dość ciekawej perspektywy).


2 komentarze:

Unknown pisze...

Trzeba przyznać, że Rzym robi spore wrażenie ilością zabytków z przeróżnych epok jak i ogólną estetyką. Przeszkadzają jedynie tłumy turystów i olbrzymi ruch samochodowy.

Warto by wrócić do Rzymu poza sezonem (tylko kiedy to jest? w zimie? :P ) i przejść się szlakiem najsłynniejszych rzymskich zabytków w nocy ;)

Czy Ty aby napewno masz wciąż tą rękę czy może raczej protezę ?

Grzegorz A. Nowak pisze...

Rzeczywiście, kolejne zabytki robią wrażenie. Ich zatrzaśnie sprawia że 24-godzinna doba wydaje się być stanowczo za krótka. Trzeba tam chyba zamieszkać na dłuższy czas, żeby je wszystkie zwiedzić.

A to że masz rękę wyraźnie wskazuje na to, że wykrywacz kłamstw od dawna jest zepsuty!