środa, 17 września 2008
Rzym dzień pierwszy - Część druga
sobota, 6 września 2008
Rzym dzień pierwszy - Część pierwsza
Gdy tylko przestaje siąpić z nieba ruszamy dalej - ku Schodom Hiszpańskim (których nazwa pochodzi od pobliskiej ambasady hiszpańskiej, chociaż ich budowa została sfinansowana przez Francuzów...). Atrakcja ta figuruje w przewodniku jako najdłuższe (138 stopni) i najszersze schody w Europie (należało by chyba dodać kryterium: pod gołym niebem). W zimie ustawiana jest na nich bożonarodzeniowa szopka, a lecie służą za miejsce pokazom mody. Zapełnione turystami i miejscowymi są jednak w każdy dzień, przez co dotarcie na ich szczyt (gdzie mieści się kościół Trinita dei Monti) wymaga sporej umiejętności walki z tłumem. Sytuacja nie jest dużo lepsza u ich podnóża na Piazza di Spagna gdzie grupy turystów stłoczonych przy fontannie Barcaccia molestowane są przez czarnoskórych sprzedawców przedwodników, pocztówek, parasolek (akurat dość popularnych przy tej pogodzie) oraz kiczu najgorszego gatunku (brzęczyki, pistolety na bańki mydlane, platikowe zabawki Made in China). Sama fontanna to też ciekawostka - autorstwa Pietra Berniniego - ojca Giovanniego Berniniego - przedstawia łódź - którą kiedyś w tym miejscu po powodzi wyrzuciły wody Tybru.
PS. Mimo wcześniejszych założeń postanowiłem rozbić relację z Rzymu na więcej niż dwie notki (każdą z jednego dnia wizyty) - dzięki temu część pierwsza dnia pierwszego ma okazję ukazać się już teraz, mimo iż to dopiero połowa atrakcji jakie mnie czekały (a jak już wspominałem i tak nie opisuję każdego odwiedzonego miejsca). W Rzymie po prostu każdy kąt kryje coś ciekawego...
piątek, 5 września 2008
Florencja
Na zdjęciu: Fasada Katedry Santa Maria del Fiore.
Na obiad we Florencji trafiłem do knajpki polecanej przez przewodnik, (Cellini, Piazza del Mercato Centrale 17) i choć pizza jak i obsługa były znakomite to ceny stanowczo ponad moją kieszeń (5 euro za piwo...). Po krzepiącym (dla mnie) posiłku i uiszczeniu odchudzającego (dla mojego portfela) rachunku, pozostał już tylko spacer ulicami Florencji. Za brakło niestety czasu na odwiedzenie Galerii Uffizi - prawdziwej perły pośród galerii europejskich, gdzie znaleźć możemy dzieła między innymi Botticelliego, Leonadra da Vinci, Michała Anioła, Rafaela, Tycjana, Rubensa, Rembrandta, Caravaggiego... Oto kolejne miejsce do którego zamierzam powrócić przy następniej wizycie w Italii. Zamiast tego odwiedzam przerzucony nad Arno Most Złotników - Ponte Vecchio (pełny straganów tak samo dziś, jak i kilka wieków temu), równie zatłoczony jak wszystkie inne atrakcje we Florencji. Gdzieś po drodze zawitałem też o Porcellino - mosiężnego dzika umieszczonego na Loggia del Mercato Nuovo, którego głaskanie przynosi szczęście (albo spełnia życzenia? a może jedno i drugie...?) - maskotkę całej Florencji. Ciekawostką jest też, iż prosiak Porcellino od głaskania miał wytarty nie tylko łeb ale też... inne części ciała (lepiej nie wnikać). Do autokaru wracam późnym popołudniem, wzdłuż bulwarów nad Arno - gdzie tłumy turystów są już nieco mniejsze, ale wciąż hałaśliwe... Mimo wszystko opuszczam to miasto bez syndromu Stendhala. Za dużo tłumów - za mało czasu. Ale zaczynam już do tego się przyzwyczaiać...