poniedziałek, 5 stycznia 2009

Świnica

Na zdjęciu: Świnica, widok znad Czerwonych Stawków.


Zdecydowanie za najważniejszą swoją wycieczkę roku 2008 uznaję wyprawę na Świnicę. Była to moja druga wizyta na tym szczycie - za pierwszym razem nie byłem jednak zbyt usatysfakcjonowany - pogoda nie sprzyjała a chmury przesłaniały widoki. Tym razem trasa miała także przebiegać inaczej - zamiast granią od Kasprowego, przez Bieskid, Liliowe, Skrają Turnię i Pośrednią Turnię, na Świnicką przełęcz dotrzeć mieliśmy prosto z Doliny Gąsienicowej przez Świnicką Kotlinkę. Wiązało się to z tradycyjną wspinaczką na Halę Gąsienicową - jak zwykle przez Skupniowy Upłaz. Stamtąd ruszamy też znajomym czarnym szlakiem - jednak nie opuszczamy go jak poprzednim razem przy Czerwonych Stawkach, tylko ruszmy pod stromę pod górę Świnicką Kotlinką. Miejsce to jest całkowicie zacienione, przez co panuje tu dość nieprzyjemny chłód. Słońce wschodzi jednak coraz wyżej ponad okoliczne granie, a wiatr rozwiewa niechciane chmury. My też szybko zdobywamy wysokość, zostawiając pod nami zacienione doliny.


Na zdjęciu: W trakcie podejścia na Świnicką Przełęcz.


Na Świnickiej Przełęczy (2051 m.) robimy krótką chwilę odpoczynku. Roztacza się stąd szeroka panorama na Tatry Zachodnie i całkiem ładny widok na Dolinę Cichą. Panuje tu także spory ruch - na przełęcz łatwo dojść, nawet początkującemu turyście, od strony Kasprowego Wierchu. Na który to, jak wie każdy cepr, wjechać można kolejką linową, wyczekawszy się jednak najpierw w kolejce ludzi (i zapłaciwszy nie małą cenę za bilet). Brak trudności technicznych i wymagań kondycyjnych powoduje niestety, że tamtym szlakiem przychodzą osoby, które zdecydowanie na tej wysokości nie powinny się znaleźć. Brak odpowiedniego obuwia jest w wśród nich nagminny, a obawiam się, że jeszcze gorzej wygląda sprawa z pozostałym ekwipunkiem (bo co można zmieścić np. w damskiej torebce?). Jedynym pocieszeniem jest fakt, iż większość tego typu "niedzielnych turystów" przed pójściem dalej, gdzie szlak staje się znacznie trudniejszy, skutecznie powstrzymuje ostrzegawcza tabliczka.

Na zdjęciu: Wspomniana, ostrzegawcza tabliczka.


My jednak ruszamy dalej, do szczytu pozostał jeszcze spory kawałek. Pojawiają się pierwsze łańcuchy i pierwsze trudności. Czasami trzeba chwilę poczekać i przepuścić ludzi z naprzeciwka. Pozwala to na krótkie odpoczynki, lecz równocześnie wydłuża czas wędrówki. Przed samym szczytem teren staje się nieco trudniejszy - wzrasta nachylenie, a łańcuchy towarzyszą już nam na sam wierzchołek Świnicy. Na nim - jak to na Tatrzańskich szczytach - sporo turystów i rewelacyjne widoki. Panorama otwiera się we wszystkich kierunkach. Jak na dłoni widzimy Tatry Zachodnie, Wysokie i Bielskie, dostrzec możemy całe Podhale, a także Gorce, Beskidy i charakterystyczny masyw Babiej Góry.


Na zdjęciu: Fragment panoram ze szczytu Świnicy. W centrum masyw Granatów, całkiem w tle - Tatry Bielskie.


Po krótkim odpoczynku na szczycie, zrobieniu paru zdjęć i szybkim posiłku ruszamy dalej. Do celu (Polany Palenicy) czeka nas jeszcze długa wędrówka. Trasa wiedzie nas w dół w kierunku Przełęczy Zawrat, jednak z każdym krokiem teren jest coraz trudniejszy. Łańcuchy i klamry towarzyszą nam teraz nieprzerwanie, posuwamy się więc powoli co chwila dokonując najróżniejszych sztuczek gdy przychodzi się z kimś minąć. Ponieważ schodzimy teren jest jeszcze bardziej nieprzyjemny - w takich miejscach znacznie łatwiej poruszać się do góry niż w dół. Łańcuchy towarzyszom nam aż do samego Zawratu, więc tu (mimo silnego, lodowatego wiatru) pozwalamy sobie na odpoczynek. Trudności techniczne zostawiliśmy już za sobą, teraz czeka nas już tylko długi marsz - opuszczamy czerwony szlak wiodący przez Orlą Perć i pewniejszym już krokiem schodzimy niebieskim do Doliny Pięciu Stawów Polskich.


Na zdjęciu: Końcówka trasy Świnica - Zawrat. Szlak przebiega zygzakami przez środek zdjęcia (najłatwiej ustalić to po położeniu ludzi).


Choć dolina Pięciu Stawów wygląda ślicznie w popołudniowym słońcu, trasa zaczyna się dłużyć. Schodzenie w dół męczy nogi, a w szczególności stawy kolanowe. Z radością witamy schronisko - ostatnie miejsce odpoczynku przed końcem wycieczki. Stąd jednak wciąż czeka nas daleka droga. - do przejścia mamy jeszcze całą Dolinę Roztoki, która nie dość że długa, to także raczej monotonna... Dopiero w niej odczuwamy prawdzie zmęczenie. To już dziesiąta godzina wycieczki, a las w Roztoce ciągnie się i ciągnie. Stawy w kolanach całkowicie odmówiły posłuszeństwa - przy każdym kroku mam wrażenie, że nogi złożą mi się jak scyzoryk. Jakby tego było mało końcowy odcinek przebiega po wyślizganych kamieniach. Wreszcie udaje się jednak zejść do Wodogrzmotów Mickiewicza - górskie buty można zmienić już na adidasy, a kamienistą ścieżkę zastępuje asfaltowa trasa Palenica - Morskie Oko. Ostatnie pół godziny trasy przebywamy tempem spacerowym...

Na zdjęciu: Dolina Pięciu Stawów.


Strona techniczna:

Wycieczka na Świnice jest prawdziwą wycieczką tatrzańską w pełnym tego słowa znaczeniu. Nawet najłatwiejsza wersja trasy (z wejściem od strony Świnickiej Przełęczy i zejście tą samą drogą) wiąże się ze sporym wyzywaniem kondycyjnym (przewyższenie z Kuźnic rzędu 1000 metrów) jak i trudnościami technicznymi - spotkamy tu łańcuchy w miejscach uchodzić za problematyczne. Trudności te rosną jeśli (tak jak w naszym przypadku) poszerzymy plan wycieczki o Przełęcz Zawrat. Na tym odcinku znajdują się liczne łańcuchy i klamry w miejscach eksponowanych - więc odradzam zapuszczanie się tu osobom nie obytym z tego typem szlaków. Wersja z powrotem przez Dolinę Pięciu Stawów, choć dodaje sporo uroku trasie, wiąże się z także z jej sporym wydłużeniem. W takim wariancie przyda się pewne zaplecze kondycyjne.